Zacznę
może od tego, że pierwszy raz byliśmy w Krakowie i oczywiście zanim
pojechaliśmy szukałam w Internecie odpowiedniej dla nas restauracji, parkingu
na którym moglibyśmy zaparkować aby był blisko rynku i Wawelu. Narysowałam
sobie całą mapkę aby bez problemu dojechać na znaleziony parking na którym
ponoć zawsze jest wolne miejsce, a w soboty i niedziele jest darmowy (przy
ulicy Retoryka), oczywiście w ostateczności zapomniałam mapki, całe szczęście
są smart fony ;) Trafiliśmy bez problemu, znaleźliśmy wolne miejsce i poszliśmy
sprawdzić czy parking faktycznie jest darmowy, idąc do parkomatu jakiś miły Pan
już krzyczał do nas z okna „Panie! W niedziele jest za darmo!”.
Pospacerowaliśmy
po Wawelu, po rynku, cały czas mówiłam, że muszę zjeść w Krakowie jakiś dobry
deser J i rozglądałam się za kawiarniami. W końcu
zmarznięci (trafiliśmy akurat na srogą śnieżną zimę) postanowiliśmy iść do
wcześniej wybranej restauracji ZDYBANKI.
Restauracja
niewielka, przytulna, stonowane kolory ścian, delikatny, dobrze dopracowany
wystrój, jednak stwierdziliśmy, że jest trochę za zimno (byliśmy bardzo
zmarznięci i nie mogliśmy się rozgrzać, gdyby nie podróż z powrotem pewnie
wypilibyśmy coś mocniejszego na rozgrzewkę). Siedząc Rafał ze smutkiem
popatrzył na mnie i powiedział, że to on chciał siedzieć z widokiem na kuchnię
(jest ona otwarta, a na wyposażeniu jest piec Josper, którym Rafał był bardzo
zainteresowany), zamieniłam się z nim miejscami.
W menu
jest wiele ciekawych dań, fajnych połączeń i myślę, że każdy znalazłby coś dla
siebie, zresztą menu można przejrzeć na stronie Internetowej restauracji.
Postanowiliśmy zamówić zupę aby w końcu się rozgrzać. Ja wzięłam delikatny
krem z kalafiora z prażonymi pestkami dyni (300 g) 9 zł, zaś Rafał tradycyjny
krupnik z żołądkami gęsimi (300 g) 9
zł. Zanim zupy weszły na stół dostaliśmy jak ja to nazywam „oczekiwacz”,
czyli świeży, grillowany chleb, a do niego serek szczypiorkowy. Powoli
jedliśmy, rozglądaliśmy się po wnętrzu i rozmawialiśmy. Przyszedł kelner z
zupami, zaproponował nam do nich świeżo mielony pieprz, który sam nam posyłał
po zupach za naszą zgodą. Mój krem z kalafiora był idealny i jak to Rafał mówi,
że jest dumny z kucharzy którzy przecierają kremy przez drobne sitko, żeby
ludzie nie jedli peelingu J zamiast kropelek oliwy z oliwek dodałabym olej z
pestek dyni, ale pyzatym krem był bardzo smaczny i naprawdę było 300g, którym
można było zapełnić żołądek i się rozgrzać. Rafał był zadowolony z krupniku,
żołądki były miękkie i nie narzekał na smak kostki rosołowej czy Vegety także
tutaj wielki PLUS.
Na
drugie danie wzięliśmy grillowane żeberka podane z miksem sałat i opiekanymi ziemniakami (300g) 34 zł i filet z kaczki podany z puree
z podpiekanej pietruszki oraz sosem żurawinowo - jeżynowym (200 g) 37 zł.
Zanim jednak je zamówiliśmy przepytaliśmy kelnera ze znajomości dań i
okazało się, że bardzo ładnie wypowiada się on na ich temat, zna składniki i
wie jaką metodą te dania są przyrządzane, bardzo nam się to spodobało. Nie
czekaliśmy długo, jednak przeszkadzał nam talerz z „oczekiwaczem”, stolik był
niewielki, dodatkowo wywaliłam na niego ten swój aparat, talerz stał na boku i
już nie miałam za bardzo miejsca. Rafał pomyślał, że może kelner tego nie
zabiera bo została jedna kromka, a chleba się nie wyrzuca i ją zjadł, lecz
kelner jak nam przyniósł drugie danie dalej nie zabrał pustego już
„oczekiwacza”. Jedliśmy w lekkim ścisku ale widok dań głównych wynagrodził nam
ten nie zabrany talerz. Brawo dla kucharzy! Dania były wyśmienite. Moja kaczka
była jak dla mnie idealna (chodź nie zostałam zapytana o poziom wypieczenia,
trafili, była średnio wypieczona czyli właśnie taka jaką lubię). Żeberka jak
Rafał powiedział bardzo smaczne jednak mięso powinno trochę bardziej odchodzić
od kości. Dodatki świeże, bardzo smaczne, puree takie jak robimy w domu J
Koniec
końców, na deser już nie miałam miejsca, jak obżarta kulka wytoczyłam się z
restauracji i już nie mogłam patrzeć na pobliskie kawiarnie. W restauracyjnym
menu są dwa desery, trochę mało ale wydają się być smaczne, także może innym
razem przyjdziemy na deser. Za całą kolację, razem z napojami za dwie
osoby zapłaciliśmy 100zł i moim zdaniem jak na dwudaniowy obiad w centrum
Krakowa jest to niewiele, zresztą przejdźcie się po rynku i poprzeglądajcie
wystawione na zewnątrz karty dań, ceny są znacznie wyższe, a dania nie są za
bardzo wymyślne. W Zdybance byliśmy miło zaskoczeni, oczywiście zawsze można
się do czegoś doczepić ale jak na wyjście z wybrednym i wymagającym Rafałem to
z czystym sumieniem mogę polecić tę restaurację (Rafał nie opierniczył kelnera,
nie chciał rozmawiać z kucharzem na temat gotowania, nie wskoczył wkurzony na
kuchnię, a ja nie siedziałam czerwona jak burak ze wstydu, że Rafał znów robi
zadymę bo dostał nie to czego oczekiwał).
Restauracja ”Zdybanka”
ul. Szczepańska 3/1
31-011 Kraków
Ocena końcowa:
- wystrój: 9/10
- obsługa: 8/10
- karta menu: 9/10
- smak potraw: 9/10
- wygląd potraw: 9/10
- ceny: 9/10
- czas oczekiwania: 9/10
Bardzo apetycznie wyglądają te dania:)
OdpowiedzUsuń....i wróciły wspomnienia z Krakowa....:),
OdpowiedzUsuńfajna knajpka, porcja żeberek robi wrażenie.... Pozdro.
jedzenie wygląda pysznie. ja oczywiście ze wszystkiego najbardziej chciałabym zjeść ten grillowany chlebek ;)
OdpowiedzUsuńOj dawno nie byłam w Krakowie. Dania wyglądają wspaniale :)
OdpowiedzUsuń